Ten lipiec przypominał jesień,
Deszcz wszystkim dawał się we znaki;
Nowinę przyniósł ktoś, że w lesie
Mokną niczyje trzy kociaki.
Dzieci przyniosły je w kuwecie,
Bo uważałam za haniebne
To, że na bożym żyją świecie
Stworzenia ludziom niepotrzebne.
Kocurki dwa i kotka miękka
W futerku w czarno-białe łatki,
Wylądowały w moich rękach,
Tuląc się do mnie, jak do matki.
Więc przygarnęłam tę gromadkę
Mruczących dzieci, kotków grono
I zastąpiłam kocią matkę,
Której ich nagle pozbawiono.
Szybko nabrały sił i ciała,
Raźno biegały na swych łapkach;
Cieszyła trójka ich wspaniała:
Szaraczek, Rysio no i Drapka.
|
Ale się zbliżał dzień powrotu,
W mieście czekała nas ciasnota,
Nie mogłam zabrać wszystkich kotów,
Lecz jak tu wziąć jednego kota?
Zadanie miałam więc niełatwe,
Myślałam, kto mi może pomóc
Ażeby całą kocią dziatwę
Umieścić w kochającym domu.
Rozmowę podsłuchałam myszek,
Że wielka jest modlitwy siła
I święty pomógł mi Franciszek,
Kiedy do Niego się zwróciłam.
Chłopaki poszły w dobre ręce,
Dziewczynka – kotka czarno-biała
Do nóg nam tuląc się w podzięce
W łaski się wszystkich wkraść umiała.
I tak 12 lat już z górką,
Lub jeśli woli ktoś, z ogonkiem,
Drapeczka naszą jest kocurką
Czyli rodziny naszej członkiem.
Autor Iwona Wideryńska Listopad 2009
|